Komentarze: 0
Bravo:Przypomnijcie nam, jak dokładnie powstawała Wasza nazwa i co właściwie oznacza?
ROB: Najpierw był "Lincoln Park" - ta nazwa ogromnie się nam wszystkim podobała. Niestety wszędzie, gdzie graliśmy, kojarzyliśmy się z miejscowym parkiem miejskim. Po prostu park imienia Lincolna można znaleść w każdej dziurze w Stanach. Jednak z drugiej strony, dzięki tej nazwie mieliśmy już na starcie fory u krytyków... MIKE: Poza tym okazało się, że adres internetowy "www.lincolnpark.com" jest już zajęty. Dlatego postanowiliśmy zmienić tylko pisownie, natomiast samo brzmienie pozostało. I tak właśnie powstał "Linkin Park".
Bravo: Czy to Ty, Mike, jesteś prawdziwym szefem kapeli?
MIKE: Nie, u nas panuje prawdziwa demokracja. Każdy ma w zespole równe prawo głosu. Brad i ja jesteśmy tylko założycielami grupy.
Bravo: Powiedz więc, skąd się znacie?
BRAD: Ze szkoły średniej, do której chodziliśmy w Santa Monica w Kalifornii. To było 11 lat temu, byliśmy wtedy w siódmej klasie. Przyjazniliśmy się, choć każdy z nas słuchał absolutnie innej muzyki. Ja byłem zapalonym heavymetalowcem, nosiłem długie pióra. Guns N' Roses i Metallicato byli moi idole. Mike natomiast słuchał hip hopu i na każdym kroku wyśmiewał moją heavymetalową fryzurę.
Bravo: Jak więc doszło do tego, że mimo to stworzyliście razem zespół?
BRAD: To stało się w 1991 roku, gdy wysłuchaliśmy płyty "Killer B's" thrashmetalowej kapeli Anthrax. Znalazł się na niej kawałek Anthraxu nagrany wspólnie z legendarnym nowojorskim składem rapowym Public Enemy. To był pierwszy sensowny projekt spod znaku crossover, jaki usłyszeliśmy. Wtedy też zrozumieliśmy, że właśnie połączenie hip hopu i metalu to będzie nasze brzmienie.
Bravo: Dlaczego Linkin Park ma dwóch wokalistów?
MIKE: Ja jestem raperem, Chester tradycyjnym wokalistą.
CHESTER: No, niezupełnie, ja przecież też rapuję...
MIKE: Tak, zgadza się. Chestera zwerbowaliśmy do zespołu dwa i pół roku temu, ponieważ chciałem, żeby w składzie znalazł się ktoś o bardziej melodyjnym wokalu. No, a poza tym Chester ma lepsze płuca! Ostatecznie jego głos doskonale współgra z moim rymowaniem.
Bravo: Chester, czy jako ten nowy miałes problem z aklimatyzacją w zgranym już zespole?
CHESTER: Nic z tych rzeczy! Chłopaki czuli ogromny respekt przede mną, bo ja, w przeciwieństwie do nich, miałem już wtedy podpisany kontrakt na płytę. Powiem więcej! Chłopcy zatrudnili mnie, zanim mnie zobaczyli.A to ciekawe!
Bravo: Chyba sobie robisz jaja...
MIKE: Wcale nie! Chester zadzwonił do mnie w swoje 23. urodziny i przez telefon zaśpiewał partię wokalną do naszego nagrania demo, w którym zaplanowaliśmy dodatkowy głos. To, co usłyszalem przez telefon, po prostu ścieło mnie z nóg. Natomiast Chester oznajmił, że jesli my jesteśmy choć w połowie tak super jak nasza muzyka, chętnie przyłączyłby się do nas. Bez chwili wahania odpowidziałem mu: Masz tę robotę! A on po prostu wstał, wyszedł ze swojego urodzinowego przyjęcia i pięć godzin pózniej (a jechał z Arizony do Kalifornii!) był już na naszej próbie.
Bravo: Phoenix, dlaczego Twoje imię i nazwisko nie zostalo wymienione we wkładce do waszego albumu? nie pojawiasz się też na wszystkich zdjęciach...
PHOENIX: Bo nie brałem udziału w nagrywaniu tej płyty. Z powodu studiów na uniwersytecie w 1998 roku na jakiś czas odszedłem z kapeli. Wróciłem do niej dopiero na początku tego roku.
Bravo: Czy to prawda, że jesteście bardzo religijni?
MIKE: Nie jesteśmy fanatycznie przywiązani do wiary, ale rzeczywiście każdy z nas jest głeboko wierzącą osobą. Trzech z nas to chrześcijanie, dwóch jest wyznania mojżeszowego, a Chester... wyznaje swój własny rodzaj religii.
Bravo: Przyznajcie się szczerze: którego z was usidliła już jakaś dziewczyna?
CHESTER: Tylko ja jestem żonaty. Moja żona ma na imię Samantha. A teraz zdradzę Ci największą tajemnicę: Samantha jest w ciązy. W maju 2002 roku zostanę ojcem!